Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

Wkrótce pokazała się polanka. Pusto na niej było. Bez wahania maleńka gromadka posunęła się ku ogrodzeniu. W krótkim czasie przebyli niebezpieczny pas. Żaden strzał ich nie powitał.
Przed samą palisadą zatrzymano wózek. Nab pozostał przy onaggasach, trzymając je na wodzy. Inżynier, korespondent, Harbert i Pencroff ruszyli ku bramie, dla przekonania się, czy zabarykadowana z wewnątrz....
Jedna połowa była na oścież otwarta!
— Cóżeście mi więc mówili? — spytał inżynier, obracając się do marynarza i Gedeona Spiletta.
Na twarzach obudwu malował się wyraz najwyższego osłupienia.
— Jak pragnę zbawienia — zawołał wreszcie Pencroff — brama ta była zamknięta przed chwilą!
Wobec takiego zwrotu rzeczy osadnicy się zawahali. Czyż więc korsarze znajdowali się w zagrodzie w chwili, gdy Pencroff i korespondent przybliżyli się do niej na zwiady? Tak jest, niepodobna było wątpić nawet o tem, bramę bowiem wówczas zamkniętą, oni tylko mogli otworzyć. Znajdująż się jeszcze wewnątrz domu, czy też w tej chwili właśnie wyszli.
Wszystkie te pytania przesunęły się błyskawicznie przed myślą osadników — a gdzież było znaleść na nie odpowiedź?
Wśród tego Harbert, który się wysunął