Na stole płonęła latarnia. Obok stołu znajdowało się łóżko, na którem zwykle dawniej spoczywał Ayrton.
Na tem łóżku leżało ciało ludzkie.
Nagle Cyrus Smith cofnął się i przytłumionym głosem:
— Ayrton! — zawołał.
W mgnieniu oka przez drzwi raczej wyłamane niż otwarte osadnicy wdarli się do pokoju.
Ayrton zdawał się w śnie pogrążonym. Twarz jego świadczyła o długich i okrutnych cierpieniach. Na około rąk i nóg miał szerokie krwawe ślady więzów.
Cyrus Smith pochylił się nad nim.
— Ayrtonie! — zawołał, chwytając za ramię w tak osobliwych okolicznościach odnalezionego towarzysza.
Na ten głos Ayrton otworzył oczy i wpatrując się w Cyrusa Smitha i w innych z kolei:
— To wy!... — zawołał — to wy!
— Ayrtonie! Ayrtonie! — powtórzył Cyrus Smith.
— Gdzież jestem?
— W domu mieszkalnym, w zagrodzie.
— Czy sam?
— Tak jest!
— A więc oni zaraz powrócą! — zawołał Ayrton — Brońcie się, brońcie!
I upadł bez sił na łóżko!
— Spilecie — ozwał się w tej chwili inżynier — możemy się spodziewać ataku lada chwila!... Wprowadźcie więc wózek w ogrodzenie.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.