mieszkalnym w zagrodzie. Umiałby jednak może opowiedzieć im fakta, które poprzedziły tę straszliwą egzekucję.
Nazajutrz Ayrton wyszedł nieco z owego stanu otępienia, i towarzysze objawili mu w serdecznych słowach radość swoją, że go znów widzą, prawie zdrowym i całym po stu czterech dniach rozdzielenia.
Wówczas Ayrton opowiedział im w krótkich słowach, co się stało, o tyle przynajmniej, o ile mu było wiadomo.
Nazajutrz po przybyciu jego do zagrody, 10go listopada, zaskoczyli go znienacka, pod noc korsarze, wdarłszy się przez wierzch ogrodzenia. Związali go i zakneblowali, a następnie uprowadzili z sobą do jakiejś jaskini, u stóp góry Franklina, gdzie mieli schronienie.
Śmierć jego była postanowiona; na drugi dzień mieli go już zabić, gdy naraz jeden z rozbójników poznał go i nazwał po imieniu, jakie nosił niegdyś w Australji. Nędznicy ci chcieli zamordować Ayrtona! Dla Ben Joyce’a uczuli pewne względy!
Od tej chwili jednak Ayrton stał się przedmiotem nieustannych nalegań i namów ze strony dawnych wspólników. Chcieli go przyciągnąć znowu do siebie, liczyli na niego, że im pomoże owładnąć Pałacem Granitowym, dostać się do tej niedostępnej warowni — i że przy jego pomocy staną się panami wyspy, wymordowawszy pierwej osadników!
Ayrton opierał się. Dawny korsarz, żałujący
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.