miesiąca lutego. Korsarze czatując wciąż na pomyślną sposobność, rzadko opuszczali swą kryjówkę i zrobili zaledwie kilka wycieczek myśliwskich, bądźto w głąb wyspy, bądź też w stronę jej południowego wybrzeża. Ayrton nie miał już najmniejszej wieści o swoich towarzyszach i stracił wszelką nadzieję zobaczenia ich kiedy znowu!
Wreszcie, osłabiony straszliwem obchodzeniem się korsarzy, zapadł w głębokie otępienie i nic już nie widział, ani nie słyszał. Od tej też chwili, to jest od dwóch dni, nie mógł powiedzieć, co się działo.
— Jednakże, panie Smith — dodał — byłem uwięziony w jaskini, jakżeż więc się to stało, że jestem tu, w zagrodzie?
— A jak się to stało, że korsarze leżą trupem, tu wewnątrz ogrodzenia? — odpowiedział korespondent.
— Trupem? — zawołał Ayrton, mimo całego osłabienia zrywając się na pół z łóżka.
Towarzysze go podtrzymali. Chciał się koniecznie podnieść, na co mu wreszcie pozwolono i tak wszyscy udali się ku strumyczkowi.
Był już dzień biały.
Na wybrzeżu, w pozycji, w jakiej ich zaskoczyła śmierć, widocznie piorunująca, leżało pięć trupów korsarzy!
Ayrton stał w osłupieniu. Cyrus Smith i towarzysze spoglądali nań, nie mówiąc ani słowa.
Na znak dany przez inżyniera, Nab i Pen-
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.