zapominać, że mamy przed sobą wycieczkę morską...
— Wycieczkę morską?... — spytał Gedeon Spilett.
— A tak! na wyspę Tabor — odpowiedział Pencroff. — Niezbędnem jest, zostawić tam notatkę wskazującą położenie naszej wyspy, na której znajduje się obecnie Ayrton, a to na przypadek, gdyby yacht szkocki po niego przybył. Kto wie, czy już i tak nawet nie zapóźno?
— Jakżeż jednak, Pencroffie — spytał Ayrton — zamierzasz odbyć tę wycieczkę?
— Na „Bonawenturze!“
— Na „Bonawenturze!“ — zawołał Ayrton... — Już go nie ma...
— Co, mojego „Bonawentury“ nie ma! — zaryczał Pencroff podskoczywszy.
— Niestety! — odrzekł Ayrton. — Korsarze odkryli go w małej zatoczce, przed ośmiu dniami zaledwie, spuścili na morze i...
— I?... — zawołał Pencroff, z bijącem sercem...
— I nie mając pomocy Boba Harveya do kierowania nim, wpadli na skały, tak, że statek rozbił się do szczętu!...
— Ach, nędznicy! zbóje! podłe łotry! — wrzeszczał Pencroff.
— Pencroffie — ozwał się Harbert biorąc go za rękę — zrobimy drugiego „Bonawenturę“ i to na większą skalę. Wszak mamy wszystko żelaziwo i całe ożaglowanie brygu do rozporządzenia?
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.