Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

doniosłości, i kto wie, czy nie byłoby lepiej, ażeby naszemu wulkanowi nie przyszła ochota ocknięcia się na nowo. Nie w mocy naszej jednak temu zaradzić, nieprawdaż? W każdym razie jednak, nie zdaje mi się, ażeby naszemu siedlisku na Wielkiej Terasie coś naprawdę zagrażać mogło. Pomiędzy niem a górą grunt jest znacznie wgłębiony, gdyby więc kiedykolwiek lawy skierowały się ku jezioru, pozycja odrzuci je gwałtownie na ławice piaskowe i części sąsiadujące z zatoką Rekina.
— Dotychczas jednak nie widzieliśmy na szczycie góry najmniejszego dymu, zapowiadającego bliski wybuch — ozwał się Gedeon Spilett.
— Istotnie — odparł Cyrus Smith — z krateru nie wznosi się najlżejszy dymek, a obserwowałem szczyt jego dziś właśnie. Może być jednak, że w niższych częściach komina czas nagromadził skał, popiołu, law stwardniałych i że owa wspomniana przezemnie „klapa“ zostaje na chwilę pod zbyt wielkim naciskiem. Przy pierwszem jednakże potężniejszem wysileniu, wszelkie przeszkody znikną i możesz być pewnym, kochany Spilecie, że ani wyspa będąca kotłem, ani wulkan służący za komin, nie pękną pod naciskiem gazów. Bądź co bądź jednak, powtarzam, że byłoby lepiej, gdyby się odbyło bez wybuchu.
— A jednakże zmysły nas nie łudzą — odparł korespondent. — Słychać przecież wyraźnie głuchy huk w samem wnętrzu wulkanu.
— W istocie — odrzekł inżynier, nastawiwszy