Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

raz jeszcze uszy z wytężoną uwagą — w istocie niepodobna, abyśmy się mylili... Tam odbywa się reakcja której doniosłości ani ostatecznego rezultatu nie możemy ocenić.
Po wyjściu i odnalezieniu towarzyszy, Cyrus Smith i Gedeon Spilett zawiadomili ich o nowym stanie rzeczy.
— Hę! — zawołał Pencroff. — Temu wulkanisku zbiera się na figle!... Niech no tylko sprobuje!... Trafi na swojego!...
— Na kogóż to? — spytał Nab.
— Na naszego genjusza, Nabie na naszego genjusza, który mu zaknebluje krater w tej samej chwili, gdy go będzie chciał rozdziawić!...
Jak widzimy, zaufanie marynarza do specjalnego bóstwa wyspy nie miało granic i zaiste, tajemnicza potęga, zaznaczona dotychczas tylu niepojętemi faktami, wydawała się również bezgraniczną, i w tem nawet, że zdołała ujść najtroskliwszym poszukiwaniom osadników, tak, że pomimo wszelkich wysileń, mimo gorliwości więcej, zaciętości prawie swoich poszukiwań, dotychczas nic przecie zupełnie odkryć nie zdołali.
Od 19 do 25 lutego, rozszerzono okrąg poszukiwań na całą okolicę północną wyspy Lincolna i przetrząśnięto najtajniejsze jej zakątki. Osadnicy nasi doszli wreszcie tak daleko, że opukiwali każdą skalistą ścianę, jak gdyby mury podejrzanego domu. Inżynier zdjął nawet nader ścisły plan całej góry i posunął poszukiwania aż do ostatnich krańców jej podstawy. Zbadano ją