Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to ma znaczyć? — wykrzyknął Nab — chyba djabeł dzwoni?
Nikt na to nie odpowiedział.
— Czas jest burzliwy — zauważył Harbert — Czyżby więc wpływ elektryczności nie mógł?...
Urwał i nie skończył. Inżynier, ku któremu zwróciły się oczy wszystkich, potrząsł przecząco głową.
— Czekajmy, — ozwał się wówczas Gedeon Spilett. Jeżeli to sygnał, ten co go wydał, znowu powtórzy!
— Ale któż pan chcesz, żeby to był? — zawołał Nab.
— Ba! — odparł Pencroff — ten co...
W tej chwili słowa jego przeciął nowy odgłos dzwonka i wibracja młotka.
Cyrus Smith podszedł do aparatu telegraficznego i puściwszy prąd po drucie, posłał do zagrody następujące zapytanie:
— O co chodzi?
W kilka chwil wskazówka obracająca się na tarczy z alfabetem, następującą odpowiedź składała mieszkańcom pałacu Granitowego:
— „Spieszcie co tchu do zagrody...“
— Nakoniec!... — zawołał Cyrus Smith.
O tak, nakoniec!... Nakoniec tajemnica miała się odsłonić. Wobec tego niezmiernego interesu, który ich pociągał do zagrody, całe znużenie osadników gdzieś znikło, z potrzeby odpoczynku nie zostało ani śladu. Nie wymieniwszy ani słowa, w kilka chwil opuścili Pałac Grani-