Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

sunął się uśmiech wyniosły. O tak, jako buntownika, wywołanego przez ludzkość.
Inżynier nic nie odpowiedział na to.
— Cóż, czy nie tak, panie?
— Nie do mnie należy sąd o kapitanie Nemo, — ozwał się wreszcie Cyrus Smith — przynajmniej w tem, co się tyczy przeszłego jego życia. Nie znane mi są, jak i całemu światu, czynniki tego osobliwego bytu, niepodobna mi więc sądzić o skutkach, nie znając przyczyn; to jednak wiem, że dobroczynna ręka wyciągała się wiernie nad nami od chwili przybycia naszego na wyspę Lincolna, że wszyscy winniśmy życie istocie dobrej, wspaniałej, potężnej, i że tą istotą potężną, dobrą i wspaniałą pan jesteś, kapitanie Nemo!..
— Tak, to ja — odrzekł z prostotą kapitan.
Inżynier i korespondent powstali. Towarzysze się zbliżyli i wdzięczność przepełniająca im serce już miała się wyrazić gestami i słowy...
Ale kapitan Nemo powstrzymał ich skinieniem, i głosem silniej wzruszonym, niż tego chciał niewątpliwie:
— Skoro mnie wysłuchacie!...[1] — rzekł.

I tak zacząwszy, w kilkunastu treściwych

  1. Historja kapitana Nemo była w istocie ogłoszoną pod tytułem: „Dwadzieścia tysięcy mil pod morzem.“ Tutaj także należy powtórzyć ostrzeżenie, już raz umieszczone przy okoliczności przygód Ayrtona, co do niezgodności niektórych dat. Czytelnicy zechcą łaskawie zajrzeć do powyższego przypisku. (Przyp. autora.)