— Czy masz pan może do przesłania jakie ostatnie rozporządzenia — zawołał żywo inżynier — może jaką pamiątkę do wręczenia przyjaciołom, których mogłeś pozostawić w górach Indyj?
— Nie, panie Smith. Nie mam już przyjaciół! Jestem z mojej rasy ostatnim, i dawno już umarłem dla wszystkich, którzy mnie znali. Powróćmy jednak do was. Samotność, odosobnienie, są to rzeczy smutne, przechodzące ludzkie siły. Ja umieram, poświęciwszy wszystko wierze, że można żyć samotnym. Wy więc powinniście nie zaniedbać niczego do opuszczenia wyspy Lincolna i ujrzenia na nowo ziemi, gdzieście się urodzili. Wiem, że ci nędznicy zniszczyli zbudowany przez was statek...
— Obecnie budujemy okręt — ozwał się Gedeon Spilett — okręt dosyć wielki, aby nas mógł przenieść do ziem najbliższych; czy jednak prędzej, czy później zdołamy opuścić wyspę Lincolna, zawsze powrócimy do niej. Zbyt wiele wspomnień nas z nią wiąże, ażebyśmy mogli kiedykolwiek o niej zapomnieć.
— Tutaj poznaliśmy kapitana Nemo — ozwał się Cyrus Smith.
— I tutaj tylko możemy odnaleść w zupełności jego wspomnienie! — dodał Harbet.
— I tutaj ja odpocznę snem wieczystym, chybaby... — odpowiedział kapitan, i zawahawszy się, zamiast dokończyć zaczętego zdania, poprzestał na powiedzeniu:
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.