— Panie Smith, chciałbym z tobą pomówić z tobą samym!
Towarzysze inżyniera, pełni szacunku dla tego życzenia umierającego, wyszli wszyscy.
Cyrus Smith pozostał tylko minut nie wiele zamknięty z kapitanem Nemo. Wkrótce przywołał napowrót przyjaciół, ale nie wyjawił im ani słowa z tych tajemnic, które umierający mu powierzył.
Gedeon Spilett zwrócił wówczas natężoną uwagę na chorego. Widocznem było, że kapitana podtrzymywała już tylko energja moralna, która jednakże wkrótce już nie wystarczy do reagowania przeciw osłabieniu fizycznemu.
Dzień się skończył, nie przyniósłszy żadnej ważnej zmiany. Osadnicy nie opuścili ani na chwilę Nautilusa. Noc nadeszła, jakkolwiek niemożliwem było poznać to w krypcie.
Kapitan Nemo nie cierpiał, ale gasł. Szlachetne jego oblicze, okryte bladością zbliżającej się śmierci, oddychało jednak spokojem. Z ust jego wyrywały się niekiedy niepochwytne prawie słowa, odnoszące się do rozmaitych zdarzeń jego osobliwego żywota. Każdy czuł, że życie uciekało powoli z tego ciała, którego kończyny w zupełności już ostygły.
Raz jeszcze, czy dwa razy odezwał się do osadników stojących przy nim i uśmiechnął się do nich owym ostatnim uśmiechem, którego nawet śmierć nieraz nie zaciera.
Wreszcie, nieco po północy, kapitan Nemo zrobił ostateczny wysiłek i zdołał skrzyżować
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.