Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.

im młodzieniec, przebywszy całą godzinę na Wielkiej Terasie, zeszli napowrót na wybrzeże i powrócili do Granitowego Pałacu. Inżynier był zamyślony, zatroskany nawet do tego stopnia, że Gedeon Spilett uznał za potrzebne spytać go, czy przeczuwa jakie bliskie niebezpieczeństwo, będące pośrednim lub bezpośrednim wynikiem wybuchu.
— Tak — i nie — odpowiedział Cyrus Smith.
— Czyż jednak — podjął znowu korespondent — największem nieszczęściem, jakie by nas mogło ugodzić, nie byłoby trzęsienie ziemi, któreby przewróciło z gruntu wyspę? Otóż, tego nie zdaje mi się, ażebyśmy się obawiać potrzebowali, ponieważ wyziewy i lawy znalazły wolną drogę do wylania się na zewnątrz.
— To też — odparł Cyrus Smith — ja nie obawiam się trzęsienia, w rozumieniu jakie się nadaje zwyczajnie konwulsjom globu, wywołanym przez napad wyziewów podziemnych. Ale inne przyczyny mogą sprowadzić straszne klęski.
— Jakieżto, mój drogi Cyrusie?
— Nie potrafię na to opowiedzieć jeszcze gruntownie — muszę się przyjrzeć, muszę odwidzić górę. Nim kilka dni minie, będę już miał wyrobione w tej kwestji przekonanie.
Gedeon Spilett nie napierał i wkrótce, pomimo wystrzałów wulkanu, których natężenie rosło — a wszystkie echa wyspy je powtarzały — otóż pomimo tego wszystkiego mieszkańcy