Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

Granitowego Pałacu w śnie głębokim się pogrążyli.
Upłynęły trzy dni, 4 5 i 6 stycznia. Praca około budowy okrętu nie ustawała — a inżynier nie wdając się w bliższe objaśnienia, napędzał całą swoją powagą do pospiechu. Góra Franklina miała w tej chwili na sobie kaptur z ciemnego obłoku, groźnej powierzchowności, i wraz z płomieniami wyrzucała rozpalone skały, z których wiele spadało napowrót w krater. Ta okoliczność wywoływała na usta Pencroffa — uparcie oceniającego ten fenomen tylko z jego stron zabawnych — następującą uwagę:
— Patrzajcie! Olbrzym bawi się kubkiem z gałką! (bilboguet) — olbrzym pokuzuje sztuki.
I w istocie wyrzucone już ciała spadały napowrót w otchłań i nie zdawało się, iżby lawy, wzdęte przez nacisk wewnętrzny podniosły się już aż do otworu krateru. Wyżłobione przez lawy koryto u brzegu krateru z północo-wschodniej strony, widzialne w części, nie przeprowadzało żadnego strumienia na stok północnej góry.
Wśród tego, jakkolwiek nagliła praca około budowy okrętu, i inne jeszcze zajęcia wymagały obecności osadników na rozmaitych punktach wyspy. Przedewszystkiem trzeba było udać się do zagrody gdzie stado dzikich baranów i kóz znajdowało się w zamknięciu, aby odnowić zapas karmu dla tych zwierząt.
Stanęła tedy umowa, że Ayrton pospieszy tam nazajutrz 7 stycznia — a ponieważ on sam