nego potoku stawał się przedewszystkiem i z każdą chwilą groźniejszym. Cała ta część lasu stała w ogniu i olbrzymie kłęby dymu unosiły się nad drzewami, których pnie podgryzała lawa.
Osadnicy zatrzymali się w pobliżu jeziora, o pół mili od ujścia Czerwonego potoku. Tutaj się miała rozstrzygnąć dla nich kwestja śmierci lub życia.
Cyrus Smith zwykły do stawiania przed sobą jasno sytuacji ważnych, a przytem wiedząc, że mówi do ludzi zdolnych usłyszeć prawdę, bez względu jaka będzie, ozwał się w te słowa:
— Albo jezioro powstrzyma prąd lawy — a wówczas jedna część wyspy ocaloną zostanie od zupełnego zniszczenia, albo ten potok law zaleje lasy Zachodniej Ręki i ani jednej rośliny nie zostanie na całej powierzchni ziemi. Wówczas jedyną naszą perspektywą na tych ogołoconych skałach będzie śmierć, na którą wysadzenie wyspy w powietrze zbyt długo czekać nam nieda!
— A więc — zawołał Pencroff, zakładając ręce na krzyż i uderzając nogą w ziemię — nie ma co już robić około okrętu, nieprawdaż?
— Pencroffie — odrzekł Cyrus Smith — należy spełnić obowiązek aż do końca!
W tej chwili rzeka law, przebiwszy sobie przejście wśród tych pięknych drzew, które pożarła — doszła aż do granicy jeziora. Tu znajdowało się małe wzniesienie gruntu, które gdyby było troszkę tylko wyższe, kto wie, czyby nie wystarczyło do powstrzymania lawy.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.