Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/302

Ta strona została uwierzytelniona.

sepki popłynął by znowu na morze i skierował się ku okolicom pod niższą szerokością położonym. A więc nie! nie mogli mieć już najmniejszej nadziei ratunku, i śmierć przerażająca, śmierć z pragnienia i głodu oczekiwała ich tylko na tej skale. I już leżeli rozciągnięci na tej skale, bez sił, bez świadomości, co się w około nich dzieje. Tylko Ayrton, w potężnym wysiłku, unosił jeszcze głowę i rzucał zrozpaczonem okiem na to samotne, puste morze.
I oto, rano 24 marca, ręce Ayrtona wyciągnęły się w przestrzeń, podniósł się, najprzód na klęczkach, potem stanął i ręką zdawał się robić jakieś znaki...
Okręt zjawił się na widnokręgu wyspy. I okręt ten widocznie przebiegał morze nie bez planu. Gromada skał była mu celem, do którego dążył w prostej linji, dodając pary — i nasi nieszczęśliwi byliby go już od wielu godzin spostrzedz mogli, gdyby byli mieli dosyć sił do obserwowania widnokręgu.
Dunkan — szepnął Ayrton i padł na dawne miejsce swoje bez ruchu.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Skoro Cyrus Smith i towarzysze jego powrócili do przytomności, dzięki staraniom, któremi ich obsypano, ujrzeli się w komnacie parowca, nie mogąc pojąć jednak, jakim sposobem uszli śmierci.
Jedno słowo Ayrtona wystarczyło do objaśnienia im wszystkiego.