W tej chwili wpadł w morze ciężki worek.
— Podnosi się balon?
— Trochę, lecz wkrótce spadnie napowrót!
— Czy jest co jeszcze do wyrzucenia?
— Nic!
— Jakto? a łódka?
— Uczepmy się sieci! i do morza z łódką!
Był to w istocie ostatni jeszcze środek ulżenia balonowi. Odcięto sznury przymocowujące łódkę do obręcza i balon wzniósł się w górę do wysokości 2000 stóp.
Pięciu podróżnych wspięło się po sznurach na wierzch obręcza i uczepiwszy się sieci spoglądali w przepaść.
Wiadomo nam jak wielką czułość statyczną posiadają balony. Dość wyrzucić najlżejszy przedmiot, ażeby wywołać ruch w kierunku pionowym. Balon unoszący się w powietrzu, jest tem samem czem waga o matematycznej dokładności. Łatwo więc pojąć, że odjąwszy mu znaczny stosunkowo ciężar, pęd jego w górę będzie wielki i raptowny. To samo stało się teraz.
Lecz pokołysawszy się zaledwie przez chwilę w wyższych strefach, balon począł napowrót spadać. Gaz ulatywał wciąż przez szparę, którą niepodobna było naprawić.
Podróżni uczynili wszystko co było w ich mocy. Odtąd żaden już środek ludzki nie mógł ch ocalić. Nie mogli już więcej liczyć na nic, jak tylko na pomoc bożą.
O godzinie czwartej balon oddalony był eszcze tylko 500 stóp od powierzchni morza.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/016
Ta strona została uwierzytelniona.