Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

wiedzią na krzyk Naba, a całą wschodnią część wysepki zaległa ponura cisza.
Tymczasem zwolna wypogadzało się Niebo. Około północy zamigotało kilka gwiazdek, i gdyby inżynier był przy nich, byłby dostrzegł, że te gwiazdy nie należały już do strefy północnej. Nie było gwiazdy polarnej na tym nowym horyzoncie, konstylacje zenitalne były także różne od tych, jakie się dają spostrzegać na północy nowego świata, a Krzyż południowy jaśniał na południowym biegunie.[1]
Tak upłynęła noc. Około godz. piątej nad ranem, dnia 25. marca na wierzchołku nieba zarysowały się lekkie półcienie. Widnokrąg pogrążony był jeszcze w ciemności, lecz z pierwszym brzaskiem dnia, podniosła się z morza mgła gęsta tak, że zaledwie na dwadzieścia kroków przed sobą można było dostrzegać przedmioty. Mgła rozwinęła się i zawisła nad ziemią w ciężkich szmatach.
Była to nowa przeszkoda bardzo nie w porę. Rozbitki nie mogli nic rozróżnić w koło siebie, Podczas gdy oczy Naba i korespondenta błądziły po oceanie, marynarz z Harbertem śledzili za ową ziemią na zachodzie. Lecz ani śladu ziemi nie można było dostrzedz.

— Mniejsza z tem, rzekł Pencroff, chociaż nie widzę ziemi, to ją czuję... ona tam... tam...

  1. Krzyż Południowy jest taką samą stałą konstelacją nad biegunem południowym, jak Mała Niedźwiedzica z gwiazdą polarną nad biegunem północnym. Przyp. tłum.