Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

ową ziemię, na której chcieli szukać schronienia i przytułku. Zjedli także kilka muszli rozsianych gęsto po piasku — lichy to był posiłek, ale zawsze jakiś posiłek.
Przeciwległe wybrzeże tworzyło obszerną zatokę, zakończoną na południe spiczastym językiem, pozbawionym wszelkiej roślinności, który przedstawiał widok nader ponury i dziki. Język ten łączył się z wybrzeżem w dość fantastycznych zarysach i jak filary zakończone w kabłąk, sterczały z niego olbrzymie skały granitowe. Przeciwnie na północ rozszerzając się, tworzyła zatoka wybrzeże bardziej zaokrąglone, ciągnące się z południowo-zachodniego w północno-wschodnim kierunku a zakończone urwistym, śpiczastym przylądkiem. Odległość pomiędzy tymi dwoma krańcami, o który opierał się łuk zatoki mogła wynosić mil ośm, Wysepka na pół mili od brzegu oddalona, zajmowała szeroki pas morza, podobna do olbrzymiego szkieletu wieloryba. Cała jej szerokość wynosiła ćwierć mili.

Nadbrzeże przed wysepką składało się w pierwszym rzędzie z płaszczyzny piasczystej pokrytej gęsto czarniawemi skałami, które właśnie w tej chwili z opadającego wskutek odpływu morza poczęły z wolna wychylać głowy. Na drugim planie wznosił się rodzaj kurtyny[1] granitowej, ściętej prostopadle, z fantastycznym

  1. Kurtyną nazywają przy twierdzach mur łączący ze sobą dwa bastjony. W tem znaczeniu użył autor tego wyrazu w tem porównaniu. (Przyp. tłum.)