Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

kurytarzach — a z wiatrem zalatywał z zewnątrz ostry, przenikliwy chłód. Marynarz jednak sądził, że ubezpieczywszy lepiej niektóre części tych kurytarzy od działania zewnętrznej atmosfery, pozatykawszy niektóre otwory kamieniami i piaskiem, możnaby te „dymniki“ uczynić mieszkalnemi. Ich kształt geometryczny podobny był do znaku & który oznacza w skrócéniu et caetera. Zaopatrzywszy dobrze górny guz znaku, którędy wciskał się do środka wiatr południowy i zachodni, można było wybornie zużytkować dalszy jego układ na mieszkanie.
— Oto tego nam było potrzeba! zawołał Pencroff, i jeśli będziemy znów kiedy mieli przy nas p. Smitha, potrafi on niezawodnie wykrzesać coś z tego labiryntu!
— Ujrzymy go jeszcze, ujrzymy, zawołał Harbert, a kiedy powróci, trzeba żeby już zastał mieszkanie przynajmiej znośne. Doprowadzimy do tego, jeżeli nam się uda w lewym kurytarzu skleić ognisko lecz trzebaby zostawić otwór, przez któryby dym wylatywał.
— Uda się nam, uda, mój chłopcze odparł marynarz, a urządzenie tych dymników — (nazwę tę pozostawił Pencroff temu prowizorycznemu mieszkaniu) — będzie naszem zadaniem. Przedewszystkiem jednak trzeba zabrać zapas paliwa. Sądzę ze las przyda nam się do zatkania tych otworów, przez które djabeł teraz hula.
Harbert i Pencroff wydobyli się z pomiędzy „dymników“ i obszedłszy krawędź wybrzeża, poczęli wdrapywać się znowu na lewy brzeg rzeki.