Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/060

Ta strona została uwierzytelniona.

założyłbym się, że ich dość znajdziemy po gniazdach.
— Nie pozwolimy im się wywieść, chyba pod postacią jajecznicy! odparł wesoło Pencroff.
— A w czemże zgotujesz jajecznicę? zapytał Harbert. W kapeluszu?
— Prawda, odparł marynarz, nie znam się dość na kuglarstwie. Będziemy się więc kontentować jajami na miękko; co do mnie podejmuję się sprzątnąć najtwardsze!
Pencroff i Harbert przeszukiwali sumiennie dziury w skałach i w istocie znaleźli w niektórych jaja gołębie! Zebrali ich kilka tuzinów w chustkę i ponieważ przypływ morza się zbliżał, poczęli spuszczać się na dół ku rzece.
Kiedy przybyli do miejsca, w którem rzeka tworzyła kolano, była godzina pierwsza z południa. Prąd wody począł się już odwracać. Trzeba więc było korzystać z odpływu, ażeby spław z drzewem sprowadzić do ujścia rzeki. Pencroff nie chciał puścić spławu na los wody, lecz nie miał również ochoty sam wsiąść na spław, ażeby nim kierować. Ale marynarz nigdy nie jest w kłopocie o linę lub sznur; Pencroff więc ukręcił na prędce ze suchej wikliny powróz na kilka sążni długości. Żywy ten powróz przymocowali do tylnej części tratwy, marynarz ujął jeden koniec do ręki, podczas gdy Harbert za pomocą długiej żerdzi odpychał tratwę od brzegu i w ten sposób kierował ją z prądem wody.
Manewr ten udał się wyśmienicie. Potężny ładunek z drzewem wstrzymywany ręką maryna-