Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

denta. Ale trzeba było wyrzec się jaj na twardo, które chciał dla nich ugotować, a wikt na surowem mięsie nie przedstawiał się ani dla nich ani dla niego samego w zbyt ponętnej perspektywie.
Przed powrotem do „dymników“, marynarz i Harbert, na wypadek gdyby zupełnie zabrakło im ognia, zebrali świeży zapas litodomów i w milczeniu skierowali kroki ku pomieszkaniu.
Pencroff z oczyma w ziemię wlepionemi szukał wciąż straconego pudełka. Zeszedł nawet cały lewy brzeg rzeki, od ujścia aż do owego zakrętu, gdzie był uwiązany spław z drzewem. Wrócił na ów wysoki blat górny i przebiegł go od końca do końca, przeszukiwał zarośla z kraju lasu — wszystko bezskutecznie.
Gdy Harbert z marynarzem powrócili do „dymników“ była godzina piąta z wieczora. Nie trzeba dodawać, że wszystkie kąty pomieszkania zostały przeszukane i przetrząśnięte. Należało więc pożegnać się zupełnie z nadzieją.
Około godziny szóstej z wieczora, w chwili gdy słońce zapadało za pasmo gór siniejących na zachodzie, Harbert, który tam i sam przechadzał się po piasczystem wybrzeżu, doniósł że Nab i Spilett wracają.
Niestety, powracali sami!... Harbertowi serce niewymownem ścisnęło się żalem. Marynarza nie omyliły przeczucia. Inżynier Cyrus Smith zginął bez wieści!
Korespondent nie mówiąc ani słowa usiadł na jednej ze skał. Omdlewając ze znużenia, umie-