Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

gnięty. To też marynarz ciągnął dalej gorliwie poszukiwania i zaklął niemiłosiernie, gdy nagle zwierz jakiś, którego nawet rozpoznać nie mógł, pomknął wśród bujnych zarośli. Gdyby choć miał przy sobie Topa! Ale Top zniknął razem z swym panem i zapewne z nim razem utonął w morzu!
Koło godziny trzeciej z południa ujrzeli nowe gromady ptaków między drzewami obskubujące z nich wonne jagody, między innemi były tam drzewa jałowcowe. Nagle rozszedł się po lesie głos, podobny zupełnie do dźwięku trąbki. Te dziwne a donośne tony pochodziły od rodzaju kur leśnych, które w Stanach Zjednoczonych zwą „tetrasami“. Wkrótce ujrzeli kilka takich par, o pierzu płowo-brunatnem i z brunatnemi ogonami. Harbert poznał odrazu samców po dwóch śpiczastych skrzydełkach, jakie tworzyły napiętrzone na szyi piórka. Pencroff uwziął się koniecznie ubić jednego takiego „tetrasa“, wielkości tej co nasza swojska kura, którego mięso może się równać dobrocią z mięsem jarząbka; trudno to jednak było, bo nie dawały do siebie przystąpić. Po kilku bezowocnych próbach, któremi tylko płoszyli ptaki, rzekł marynarz do Harberta:
— Ha, skoro niepodobna ubić je w locie, spróbujemy chwytać je na wędkę.
— Jakto, tak jak karpia? zawołał Harbert wielce zdumiony tą propozycją.
— Tak samo, odparł marynarz zupełnie poważnie.
Pencroff znalazł w zaroślach około pół tu-