Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.

nie upaść. Patrzyli do koła, lecz żaden nie mógł przemówić.
Gruba ciemność spowiła razem morze, niebo i ziemię, ciemność nieprzenikniona. Zdawało się, że w całej atmosferze nie było jednego atomu światła.
Przez kilka minut korespondent i towarzysze jego stali na miejscu targani wichrem, przemoczeni deszczem, oślepieni piaskiem. W tem, podczas chwilowej ciszy, usłyszeli powtórnie owo szczekanie z dość znacznej, jak się im zdawało, odległości.
To Top, z pewnością żaden pies inny, tylko Top. Lecz sam, czy też z kim jeszcze? Prawdopodobnie sam, bo gdyby Nab był z nim, jużby był przybiegł do „dymników.“
Marynarz nie mogąc przemówić, ścisnął korespondenta za rękę, jak gdyby chciał powiedzieć: „zaczekaj!“ i wbiegł do „dymników.“
Po chwili wrócił z pękiem chrustu zapalonego, rzucił go w ciemności i silnie zagwizdał.
Na ten znak dało się słyszeć bliżej szczekanie i po chwili pies jakiś wbiegł pędem do „dymników.“ Pencroff, Harbert i Gedeon Spilett weszli za nim.
Pęk suchego drzewa rzucony na węgle, oświecił wnet jasnym płomieniem kurytarz.
— To Top! — zawołał Harbert.
W istocie był to Top, wspaniały pies krwi anglo-normańskiej, który po obu tych skrzyżowanych ze sobą rasach odziedziczył nadzwyczajną chyżość nóg i delikatność węchu.