Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

na trop jaki naprowadzić. Z szczególniejszą uwagą śledził tę część namulistego wybrzeża, której morze przypływające nie dosięgało, z samego kraju bowiem przypływ i odpływ morza musiał wszelki ślad zatrzeć. Nab nie spodziewał się więcej znaleźć swojego pana żywego. Szukał tylko trupa, aby go własnemi pogrzebać rękami
A szukał długo i bezowocnie. Zdawało się, że na tej ziemi odludnej nigdy noga ludzka nie postała. Muszle, których morze nie dosięgło, a których stosy całe leżały w miejscach niewystawionych na przypływ morza, były zupełnie nietknięte. Nie było jednej muszli rozłamanej. W koło na przestrzeni dwustu do trzystu yardów[1] nie było znaku, ażeby kto wylądował, ani dawniej, ani świeżo.
Nab postanowił pójść jeszcze kilka mil dalej. Wszak łatwo być mogło, że prąd morski poniósł ciało na jakieś miejsce odleglejsze. Rzadko się zdarza, ażeby ciało pływające po morzu niedaleko od płaskiego brzegu, prędzej lub później nie zostało na brzeg wyrzucone. Nab wiedział o tem i chciał jeszcze raz ostatni ujrzeć swojego pana.

— Szedłem wzdłuż brzegu jeszcze z jakie dwie mile, szukałem między skałami, które odpływające morze odkrywa, po całem nadbrzeżu, które przypływ morza zalewa, i straciłem już wszelką nadzieję, gdy niespodzianie wczoraj,

  1. Miara amerykańska wynosząca 0m, 9144 długości. (Przyp. autora.)