Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

za godzinę lub dwie będziemy mogli wyruszyć... A teraz mów, panie Spilett.
Wtedy korespondent jął opowiadać cały tok wypadków. Opowiadał fakta takie, o których Cyrus nie mógł wiedzieć, o ostatnim upadku balonu, o ich wylądowaniu na tej ziemi nieznanej, które zdawała się odludną na każdy wypadek, czy była wyspą, czyli stałym lądem, o odkryciu „dymników,“ o poszukiwaniach za straconym inżynierem, o poświęceniu Naba, o zasłudze wiernego Topa i t. d.
— Więc to nie wy znaleźliście mnie na brzegu morskim? zapytał Cyrus głosem jeszcze osłabionym.
— Nie, odparł marynarz.
— I nie wy to przynieśliście mnie do tej jaskini?
— Nie.
— Jakże więc daleko odległą jest ta grota od raf nadbrzeżnych?
— Około pół mili, odparł Pencroff, i nie tylko pana to dziwi że się znajdujesz w tem miejscu, ale nas samych niemniej to zdumiewa.
— W istocie, rzekł ożywiając się co raz bardziej inżynier, którego te szczegóły mocno zaczęły interesować, w istocie, to coś szczególnego!
— Możeż że nam pan opowiedzieć, zagadnął znowu marynarz, co się stało z panem od chwili, gdy pana porwał ów bałwan morski?
Cyrus Smith wytężył całą swą pamięć, lecz nie wiele mógł sobie przypomnieć. Bałwan mor-