Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeżeli mnie kto przekona — zawołał — że dzicy tym sposobem rozpalają ogień, to chyba w zimie będą panować upały! Prędzej bym moje ręce zapalił, trąc jednę o drugą!
Marynarz jednak mylił się zaprzeczając zupełnie możliwość tej procedury. Jest bowiem rzeczą stwierdzoną, że dzicy zapalają drzewo za pomocą szybkiego i nagłego potarcia. Lecz nie każdy gatunek drzewa nadaje się do tej operacji, a oprócz tego trzeba mieć jeszcze tak zwane „zacięcie,“ a tego zacięcia Pencroff widocznie nie posiadał.
Nie długo trwał zły humor marynarza. Owe dwie trzaski, które odrzucił, podjął na nowo Harbert i z sałych sił począł trzeć jednę o drugą. Silny jak lew marynarz wybuchnął śmiechem na widok młodzieniaszka, który próbował swoich sił tam, gdzie on ze swojemi nic nie mógł wskórać.
— O, trzej, chłopcze, trzej co masz sił! — zawołał.
— Ja trę — odparł Harbert śmiejąc się — lecz nie mam innej pretensji, tylko ogrzać się trochę, zamiast dzwonić zębami od zimna, i wnet będzie mi tak ciepło jak tobie, Pencroff!
Bądź co bądź trzeba się było pożegnać na tę noc z myślą rozpalenia ognia. Gedeon Spilett po raz dwudziesty z rzędu powtórzył, że Cyrus taką drobnostką wcaleby się nie troszczył. A tymczasem położył się w jednym z kurytarzy na piasku. Harbert, Nab i Pencroff poszli za jego przykładem, Top zaś spał u nóg swojego pana.