nieregularnemi, skamieniałemi grudkami puzzolany[1] i wśród białawego popiołu z niezliczonej liczby feldspatowych kryształków.
Czem więcej zbliżali się do pierwszej terasy, którą tworzył ścięty słup niższego ostrokręgu, tem trudniej było wdrapywać się do góry. Około godziny czwartej minęli ostatni pas lasu. Tu i ówdzie sterczało jeszcze tylko kilka sosen pokurczonych i nagich, którym przypadł w udziele twardy los stawiania oporu wichrom szalejącym w tak wielkiej wysokości. Szczęściem dla inżyniera i towarzyszy jego pogoda panowała zupełna, powietrze było spokojne, silny wiatr bowiem w wysokości trzech tysięcy stóp byłby krępował ich poruszenia. Na wskróś tego przezroczystego powietrza czułeś czystość jego u zenitu nieba. Cisza zupełna panowała dokoła. Słońce skryło się było właśnie za olbrzymi szczyt wyższego ostrokręgu, który zasłaniał połowę zachodniej części nieba, i którego olbrzymi cień rozpościerając się aż do brzegu morza, rósł w miarę jak promieniejący na niebie planeta zbliżał się do kresu codziennego swego biegu. Na wschodzie poczęły wznosić się lekkie mgły raczej niż chmury, ubarwione pod wpływem promieni słonecznych, wszystkiemi kolorami tęczy.
Pięćset stóp tylko oddzielało podróżnych naszych od szczytu, na którym zamierzali stanąć noclegiem, lecz wykrętasy, któremi iść trzeba było, przedłużały tę drogę więcej niż na dwie mile. Często brakło im gruntu pod nogami. Spa-
- ↑ Gatunek ziemi wulkanicznej. (Przyp. tłóm.)