Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

krąg góry. Przed wypoczynkiem chciał się przekonać koniecznie, czy nie dałoby się obejść do koła podnóże ostrokręgu, na wypadek, gdyby zbytnia stromość jego boków nie dozwoliła dotrzeć do samego szczytu. Kwestja ta nie przestawała go zaprzątać, gdyż łatwo być mogło, że od strony, w którą przechylał się kapelusz t. j. od północy nie podobna by się było wydrapać. Gdyby więc z jednej strony nie można było dotrzeć do samego szczytu góry a z drugiej strony obejść do koła podnóże ostrokregu, w takim razie niepodobieństwem byłoby także przejrzeć północną stronę okolicy i cel wyprawy byłby po części chybionym.
Nie uważając zatem na trud i zmęczenie, inżynier zostawił Pencroffa i Naba zajętych przygotowaniami do noclegu a Gedeona Spiletta pogrążonego w zapisywaniu wypadków upłynionego dnia, a sam podążył krajem terasy w kierunku północnym. W wycieczce tej towarzyszył mu Harbert.
Noc była piękna i pogodna a ciemność nie zbyt jest jeszcze wielka. Cyrus Smith i Harbert szli obok siebie w milczeniu. Gdzie nie gdzie mieli przed sobą grunt płaski i gładki, po którym szli bez przeszkody. Gdzie indziej nagromadzone rumowiska skał pozostawiały zaledwie wąziutką ścieżynę, po której nie podobna było dwom osobom iść obok siebie. A w końcu po dwudziestu minutach drogi Cyrus i Harbert musieli się zatrzymać. Od tego miejsca począwszy oba ostrosłupy zbiegały się ze sobą. Nie było da-