Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mieliżby to być ludzie? zawołał korespondent.
— Nie pokazujmy się, dopóki się nie dowiemy, z kim mamy do czynienia, rzekł Cyrus Smith.
Nie wiemy, czyli ta wyspa posiada jakich mieszkańców, lecz co do mnie obawiałbym się raczej, niż życzył sobie tego.
— Gdzie Top?
— Pobiegł naprzód.
— Nie szczeka?
— Nie.
— To dziwna. Lecz spróbuję go przywołać.
W kilka minut później inżynier, Gedeon Spilett i Harbert połączyli się z tamtymi dwoma towarzyszami i podobnie jak oni, ukryli się po za bryły bazaltowe.
Ztąd ujrzeli wyraźnie dym pędzący kłębami w niebo, dym, który znamionował kolor żółtawy. Top na lekkie gwizdnięcie swojego pana, powrócił, a inżynier dawszy towarzyszom znak, ażeby czekali na niego, podkradł się chyłkiem między skały.
Wyspiarze nasi z pewnym niepokojem oczekiwali wyniku tych zwiadów, w tem usłyszeli wołanie Cyrusa i pędem pobiegli ku niemu. Przybiegłszy w to miejsce, gdzie stał Cyrus, uczuli przedewszystkiem bardzo ostry i nieprzyjemny zapach rozlany w powietrzu.
Zapach ten, łatwy do zrozumienia, wystarczał inżynierowi, ażeby domyśleć się, skąd po-