ujęte w wysokie brzegi z czerwonej ziemi, której kolor zdradzał wyraźnie, iż zawierała w sobie niedokwas żelaza. Z tego powodu nazwali zaraz ten strumień „Czerwonym potokiem.“
Zresztą był to tylko strumień szeroki, głęboki i przezroczysty, powstały z wód górskich, przez pół rzeka a przez pół potok, który miejscami pełzając leniwie po piasku, a miejscami hucząc po skałach i spadając w kaskadach, płynął do jeziora wstęgą długą na jedną milę, a szeroką od trzydziestu do czterdziestu stóp. Woda jego była słodką, co uprawniało do przypuszczenia, że taką musiała być także woda w jeziorze. Była to okoliczność nader pomyślna, na wypadek, gdyby im się udało nad brzegami jego wynaleść lepsze mieszkanie od „dymników.“
Drzewa, które począwszy na kilkaset stóp niżej, z obu stron ocieniały brzegi strumienia, należały do gatunku bardzo rozpowszechnionego w umiarkowanej strefie Australji i Tasmanji. Nie były to więcej te same drzewa szyszkowe, które rosły na znanej już naszym osadnikom części wyspy, kilka mil od „Wielkiej Terasy.“ O tej porze roku, z początkiem kwietnia, który na tej półkuli świata odpowiada październikowi, a zatem na początku jesieni, nie były jeszcze ogołocone z liści. Były tam mianowicie Kazuarynasy i Eukalyptusy, niektóre z tych drzew powinne były na przyszłą wiosnę dać mannę cukrową, zupełnie podobną do manny wschodniej. Na polankach wznosiły się grupy cedrów australskich, a polanki te porośnięte były wysoką trawą, której ga-
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.