inżynier bowiem spodziewał się wynaleźć lub, gdyby trzeba było, zbudować stosowniejsze mieszkanie. Poprzestano więc tylko na tem, że wyścielono korytarze świeżą podściółką z mchu i suchych liści i na tem pierwotnem nieco posłaniu, zasypiali robotnicy nasi, zmordowani całodzienną pracą, twardo i smacznie.
Spisali także pokrótce pamiętnik dni spędzonych na wyspie Lincolna, od chwili gdy po raz pierwszy na niej wylądowali, i odtąd utrzymywali go regularnie. Dnia 5. kwietnia, była to środa, upłynęło było właśnie dwanaście dni, jak orkan wyrzucił naszych rozbitków na to wybrzeże.
Dnia 6. kwietnia inżynier i towarzysze jego od samego świtu zeszli się na polanie, gdzie się miało odbywać wypalanie cegieł. Operacja ta miała oczywiście dokonać się pod wolnem niebem, a nie w piecu, albo raczej cały ten stos cegieł miał tworzyć jeden olbrzymi piec, który miał się sam wypalić. Rozesłali po ziemi paliwo z faszyn ku temu sporządzonych i otoczyli takowe dokoła kilkoma rzędami wysuszonych cegieł, które utworzyły wielki sześcian, po którego kątach zostawili wolne otwory dla przeciągu. Robota ta trwała dzień cały i dopiero wieczorem podłożyli ogień pod faszyny.
Tej nocy żaden nie kładł się spać, wszyscy czuwali pilnie nad tem, ażeby ogień nie przygasł.
Operacja ta trwała czterdzieści ośm godzin i powiodła się wyśmienicie. Poczem trzeba było zaczekać, aż się ta masa dymiąca nieco ochłodzi.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.