Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

pan wymyślisz sposób wybudowania takiego okrętu, któryby wytrzymał na morzu!
— Wybudujemy go, jeśli będzie potrzeba! odparł Cyrus Smith.
Podczas gdy tak gawędzili ze sobą ci ludzie, którzy zaiste nie wątpili o niczem, zbliżała się godzina przeznaczona na obserwację. Jak Cyrus, nie mając żadnego instrumentu, potrafi skonstatować przejście słońca przez południk wyspy? Tego Harbert w żaden sposób nie mógł się domyśleć.
Osadnicy nasi znajdowali się wówczas w oddaleniu sześciu mil od „dymników,“ niedaleko tych wydm, w których znaleźli inżyniera tak zagadkowym ocalonego sposobem. Zatrzymano się więc tutaj, ażeby przyrządzić śniadanie, gdyż było już w pół do dwunastej. Harbert pobiegł po słodką wodę do pobliskiego strumyka i przyniósł ją w dzbanku, który Nab wziął ze sobą.
Podczas tego Cyrus Smith rozpoczął przygotowania do swej obserwacji astronomicznej. Wybrał ku temu na wybrzeżu miejsce czyste i równe, które morze odpływające wygładziło było zupełnie. Ta piasczysta równina była gładką jak lód, zdawało się, iż żadne ziarnko piasku nie wystawało po nad drugie. Zresztą mało zależało na tem, czyli płaszczyzna ta była całkiem poziomą lub nie, podobnie jak obojętnem było także, czyli tyka na sześć stóp długa, którą osadził w piasku, wznosiła się pionowo. Przeciwnie, inżynier pochylił ją nieco ku południowi t. j. w stronę przeciwną od słońca, nie zapominajmy