w piasku w oddaleniu kilkuset sążni. Z tego powodu oszczędzali także i „manszoty,“ bardzo niewinny gatunek ptaków, których skrzydła zwinięte płaszczą się w kształcie płetw obrąbionych piórami podobnemi do łusek.
Osadnicy nasi postępowali ostrożnie naprzód ku północnemu krańcowi wysepki. Ziemia, po której szli, pokrytą była cała małemi rozpadlinami, w których gnieździło się ptactwo wodne. Na krańcu wysepki widać było duże czarne punkta pływające po wierzchu wody. Rzekłbyś, że to głowy skał poruszających się w morzu.
Były to foki, cel ich łowów. Trzeba było czekać, aż wypłyną na brzeg, gdyż wąskie ich tyły, sierść krótka a gęsta i kształt wrzecionowaty, dodawszy do tego, że są wybornymi pływakami, utrudniają niezmiernie połów na nie w morzu, podczas gdy na lądzie z powodu krótkich płetwowatych nóg dość powoli tylko są w stanie się czołgać.
Pencroff znał ich zwyczaje i radził czekać, aż rozciągną się na piasku, gdzie promienie słoneczne ukołyszą je niebawem w głęboki sen. Myśliwi nasi postanowili zatem odciąć im odwrót od morza i uderzyć na nie z przodu.
Pochowali się więc po za skałami wybrzeża czekając w największej cichości.
Minęła godzina, zanim foki wylazły na brzeg poigrać w piasku. Naliczyli ich pół tuzina. Wtedy Pencroff z Harbertem odłączyli się od reszty drużyny, ażeby obejść dokoła kraniec wysepki, wziąść foki we dwa ognie i odciąć im
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.