Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.

gzymsami tworzącemi tyleż wiszących ornamentów, sklepienie to stanowiło dziwnie malowniczą mięszaninę wszystkiego, co architektura byzantyńska, romańska i gotycka wytworzyła pod zaklęciem ręki ludzkiej! A jednak tu znać było tylko dłoń samej natury! Ona to wykuła w tych granitowych masach tę czarodziejską Alhambrę!
Osadnicy nasi osłupieli z zachwytu. Tam gdzie spodziewali się znaleźć wąską ciasną czeluść, znaleźli pałac czarowny, a Nab odkrył głowę, jakgdyby ujrzał się nagle w świątyni!
Okrzyki podziwienia wydarły się z ust wszystkich. Kilkakrotne hurra zagrziało i rozprysłszy się w echach skonało aż w głębi ponurej nawy.
— Przyjaciele moi! zawołał Cyrus Smith, oświetliwszy dostatecznie wnętrze tego gmachu, podzieliwszy jedną część jego na izby mieszkalne magazyny i spichrze, pozostanie nam jeszcze ta wspaniała grota, którą przeznaczymy na salę naukową i muzeum.
— A jakżeż ją nazwiemy? zapytał Harbert.
— Nazwiemy ją Pałacem Granitowym (Granit-house), odparł Cyrus Smith, a towarzysze jego powitali tę nazwę nowemi okrzykami tryumfu.
Pochodnie w tej chwili dopalały się, a ponieważ, ażeby się dostać na szczyt terasy, trzeba było przechodzić z powrotem przez kanał, postanowili więc odłożyć na następny dzień pracę około urządzenia nowego mieszkania.