cie słabo naturalnie zbudowanym, byłoby zbyt trudną i zbyt niebezpieczną rzeczą.
— Mimo to, jak mawiał marynarz, przewyższali o sto łokci dawniejszych Robinsonów, dla których każda rzecz równała się cudowi stworzenia.
I w istocie ludzie ci „wiedzieli“, a człowiek który „wie“ przebije się tam, gdzie drugi będzie wegetować i zginie bez ratunku.
W robotach tych odznaczał się Harbert. Był intelligentnym i czynnym, pojmował szybko i wykonywał dobrze, a Cyrus Smith przywiązywał się z każdym dniem bardziej do tego chłopca. Harbert sam czuł dla inżyniera żywą cześć i przyjaźń. Pencroff zauważył ścisłą sympatję zawiązującą się między nimi i nie był oto wcale zazdrosnym.
Nab był zawsze Nabem. Jakim był, takim pozostał zawsze: wcieloną odwagą, gorliwością, poświęceniem się i zaparciem. W panu swym pokładał ufność taką samą jak Pencroff, lecz objawiał ją w sposób mniej głośny. Gdy się marynarz entuzjazmował, Nab miał zawsze minę taką, jak gdyby chciał powiedzieć: „Ależ to rzecz najnaturalniejsza pod słońcem“. Pencroff z Nabem kochali się bardzo i wkrótce „tykali“ się wzajemnie.
Co do Gedeona Spiletta, i on brał udział we wspólnej pracy i nie był wcale najniezręczniejszym, — czemu zawsze dziwił się trochę marynarz. „Dziennikarz“ który nietylko wszystko rozumie, ale i wszystko umie wykonać!
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/277
Ta strona została uwierzytelniona.