Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/281

Ta strona została uwierzytelniona.

rzątek, podobnych do królików, pierzchnęły w najrozmaitsze strony, z taką chyżością, że sam Top nie mógłby ich dopędzić. Myśliwi i pies nabiegali się też dowoli, lecz strzyżaki wymykały się im z największą łatwością. Korespondent jednak postanowił nie ustąpić z miejsca, nie schwytawszy przynajmniej pół tuzina tych czworonogów. Chciał niemi koniecznie przyozdobić na początek spiżarnię, nie rezygnując zresztą niczego na przyszłość. Rozpostarłszy kilka siatek na otworach nór, możnaby było liczyć na pewny połów. W tej chwili jednak ani nie posiadali siatek, ani też nie było ich z czego sporządzić. Trzeba więc było poprzestać na rozkopywaniu kijem pojedyńczych nór i cierpliwością starać się dopiąć tego, czego nie można było innym sposobem.
Wreszcie po całogodzinnem kopaniu schwytali czworo tych strzyżaków. Były to króliki dość podobne do swych współplemienników europejskich a znane pod nazwiskiem „królików amerykańskich“.
Zdobycz ta zaniesiona do Pałacu Granitowego figurowała jeszcze tego samego wieczora na wieczerzę. Okazało, się że była to zwierzyna wcale nie do pogardzenia i w całem tego słowa znaczeniu wyśmienita. Tym sposobem otworzyło się osadnikom naszym drogocenne i jak się zdawało niewyczerpane źródło żywności.
Dnia 31. maja przegrody były gotowe. Nie pozostawało więc nic jak tylko umeblować pokoje, co miało stanowić przedmiot zatrudnienia w długich nudnych dniach zimowych. W pier-