— Jak ją załatwić.
— Kiedyż się do tego weźmiemy?
— Jutro, a zaczniemy od polowania na foki.
— Ażeby fabrykować z nich łój?
— Wstydź się, Pencroffie, świece!
Taki był w samej rzeczy projekt inżyniera. Projekt ten dał się łatwo wykonać, zwłaszcza że mieli wapno i kwas siarczany, a foki miały im dostarczyć potrzebnego do tej fabryki tłuszczu.
Był to właśnie dzień 4. czerwca i niedziela Zielonych świąt. Uchwalili zatem jednogłośnie obchodzić to święto uroczyście. Zawiesili więc wszystkie roboty a natomiast wznosili modły do nieba. Lecz modły ich były modłami dziękczynnemi. Osadnicy wyspy Lincolna nie byli już więcej nędznymi rozbitkami, wyrzuconymi na odludną wysepkę. Nie prosili już o nic, lecz dziękowali.
Nazajutrz 5. czerwca, przy dość niepewnej pogodzie, wyruszyli na wysepkę. Trzeba było korzystać z odpływu, ażeby kanał przejść w bród. Przy tej sposobności postanowili bądź co bądź wybudować czółno, któreby ułatwiało im na przyszłość komunikację i na którem by mogli popłynąć Dziękczynną w głąb kraju, podczas wyprawy w południowo-zachodnie okolice wyspy, którą zamierzali przedsięwziąć w pierwszych dniach wiosny.
Fok było podostatkiem, i myśliwi nasi uzbrojeni w okute żelazem oszczepy, ubili ich z łatwością pół tuzina. Nab z Pencroffem odarli je
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/287
Ta strona została uwierzytelniona.