Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.

Harbert, nie przywiązując wielkiej wagi do swojego odkrycia, chciał już odrzucić ziarnko, gdy Cyrus Smith wziął je do ręki, przypatrzył mu się dokładnie, a przekonawszy się, że jest jeszcze w dobrym stanie, utkwił wzrok w marynarza i odezwał się spokojnie:
— Wiesz, Pencroffie, ile jedno ziarnko może zrodzić kłosów?
— Przypuszczam, że jeden kłos! odparł marynarz, zdziwiony tem zapytaniem.
— Dziesięć kłosów. A wiesz, Pencroffie, wiele jeden kłos może zrodzić ziarnek?
— Na honor, nie.
— W przecięciu ośmdziesiąt, rzekł Cyrus Smith. Otóż zasadziwszy to ziarnko, pierwszy plon z niego przyniósłby nam ośmset ziarn, drugi plon z tych ziarn zasadzonych przyniósłby sześćkroć czterdzieści tysięcy ziarn, trzeci plon pięćset dwanaście miljonów, czwarty plon przeszło czterysta miljardów ziarn. Taka jest proporcja.
Towarzysze Cyrusa słuchali go w milczeniu. Cyfry te zdumiewały ich, a jednak były to cyfry dokładne.
— Tak, przyjaciele moi, ciągnął dalej inżynier. Taka jest proporcja arytmetyczna w płodności natury. A czemże dopiero jest to rozmnażanie się ziarnka zboża, którego kłos jeden wydaje tylko ośmset ziarn, w porównaniu z jedną laską maku, która wydaje trzydzieści dwa tysiące ziarn, lub z laską tytoniu, która wydaje ich trzysta sześćdziesiąt tysięcy? Gdyby nie rozliczne