Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/304

Ta strona została uwierzytelniona.

— I wyspa Lincolna miałaby stanowić cząstkę tego lądu? — spytał Pencroff.
— To możebne — odparł Cyrus Smith — i tym sposobem wyjaśniłaby się dostatecznie ta różnorodność produkcji, widniejąca na jej powierzchni.
— I znaczna ilość zwierząt, które ją jeszcze zamieszkują, dodał Harbert.
— Tak jest, moje dziecko, — odrzekł inżynier — dostarczasz mi nowego argumentu na poparcie mego twierdzenia. Pewną jest rzeczą, sądząc z tego, cośmy widzieli — że zwierzęta licznie się znajdują na tej wyspie i co jeszcze osobliwsza, że gatunki ich są nadzwyczaj rozmaite. Jakaś przyczyna tego być musi, a wedle mnie ta, że wyspa Lincolna mogła być niegdyś częścią jakiegoś obszernego kontynentu, który powoli zniżył się pod poziom Oceanu Spokojnego.
— A więc pewnego pięknego dnia — rzekł Pencroff, nie zdający się być jeszcze zupełnie przekonanym — to, co pozostało z owego starego kontynentu, może zniknąć z kolei i nie będzie już nic pomiędzy Ameryką i Azją.
— Owszem — odparł Cyrus Smith — będą nowe lądy stałe, nad których zbudowaniem miljardy miljardów zwierząteczek pracują w tej chwili.
— A któż to są ci mularze? — zapytał Pencroff.
— Wymoczki korala, — odrzekł Cyrus Smith. One to utworzyły nieustanną pracą wyspę Cler-