w warunkach wyższych! Ale to wszystko, przyjaciele moi jest tajemnicą Twórcy wszech rzeczy, a zpowodu pracy wymoczków dałem się pociągnąć może zadaleko w rozpatrywaniu sekretów przyszłości.
— Mój drogi Cyrusie — odpowiedział Gedeon Spilett — te teorje są dla mnie proroctwami i spełnią się niezawodnie.
— To tajemnica boża — rzekł inżynier.
— Wszystko to dobrze i pięknie — odezwał się Pencroff, słuchający dotąd całemi uszyma — ale możesz-że mi powiedzieć, panie Cyrus, czy wyspa Lincolna zbudowana była także przez pańskie wymoczki?
— Nie — odrzekł Cyrus Smith — ona ma początek czysto wulkaniczny.
— A więc zniknie pewnego dnia?
— Bardzo być może...
— Spodziewam się, że nas już tu nie będzie.
— O nie, uspokój się Pencroffie, nie będzie nas już tutaj, nie mamy bowiem najmniejszej ochoty tu umrzeć i niewątpliwie znajdziemy w końcu środek jakiś wydobycia się z tego miejsca.
— A tymczasem — wtrącił Gedeon Spilett — usadówmy się, jakby na wieczność. Nie należy nigdy nic robić w połowie.
Na tem skończyła się rozmowa, a jednocześnie z nią i śniadanie. Zabrali się więc osadnicy na nowo do badania okolicy i wkrótce doszli do punktu, od którego rozpoczynała się przestrzeń
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.