którą można było odbywać pomiędzy czterema ścianami.
Wiemy, że osadnicy nie mieli innego cukru, tylko ową substancję płynną, którą dobywali z klonu, przez głębokie nacięcia. Ten płyn zbierali w naczynia i używali go w tym stanie do rozmaitych celów kuchennych, tem łatwiej, że po dłuższem staniu, stawał się bielszym i syropowo gęstym.
Ale można to było jeszcze lepiej urządzić, a na dowód tego, Cyrus Smith pewnego dnia oznajmił swoim towarzyszom, że zajmą się rafinerją cukru.
— Rafinerją cukru! — odrzekł Pencroff — to rzemiosło grzejące, nieprawdaż?
— Nawet bardzo — odpowiedział Cyrus...
— A więc przychodzi w samą porę! — zawołał marynarz.
Niechaj to słowo „rafinerja“ nie budzi w umyśle czytelników wspomnienia owych fabryk o skomplikowanych machinach i mnogości wielkiej robotników! Gdzie tam! Do skrystalizowania tego płynu, wystarczało oczyścić go za pośrednictwem niezmiernie łatwego działania. Po umieszczeniu na ogniu w wielkich naczyniach glinianych, poddano go po prostu parowaniu i wkrótce piana wystąpiła na jego powierzchnię. Skoro płyn zaczynał gęstnieć, Nab uważał, ażeby go zamięszać drewnianą łyżką, dla przyspieszenia ewaporacji, a zarazem zapobieżenia, aby nie nabrał przypalonego smaku.
Po kilku godzinach wrzenia na dobrym
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/321
Ta strona została uwierzytelniona.