Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/325

Ta strona została uwierzytelniona.

rzeczą zrobić strzelbę na coś przydatną, wymawiał się zawsze i odkładał to na później. Zresztą zwracał uwagę Pencroffa, że Harbert i Gedeon Spilett stali się biegłymi łucznikami, których strzałom nie uchodziło już żadne z wyborniejszych zwierząt: ani kangury, ani aguty, ani kabyjasy, ni gołębie, dzikie kaczki, krzyki, lub wreszcie jakakolwiek inna pierzasta lub szerścią odziana zwierzyna. Można więc było poczekać na broń doskonalszą. Ale uparty marynarz nie dał się niczem przekonać i wciąż niepokoił inżyniera, — popierany w tem zresztą przez Gedeona Spiletta.
— Jeżeli wyspa ta — mówił korespondent — mieści w sobie — jak można podejrzywać — drapieżne zwierzęta, to myślmy zawczasu o walce z niemi i wytępieniu ich. Może przyjść taka chwila, że to będzie naszym najpierwszym obowiązkiem.
W owej jednak epoce nie kwestja broni palnej ale kwestja odzieży zajmowała głównie Cyrusa Smitha. Odzież dotychczasowa osadników wytrzymała tę zimę — ale do przyszłej dotrwać nie mogła. Skórę mięsożernych lub wełnę przeżuwających — oto, co trzeba było zdobyć za ąjak bądź cenę — a ponieważ baranów skalnych nie brakło, potrzeba tedy było pomyśleć o sposobie utworzenia z nich stada, któreby się chowało na potrzeby osady. Ogrodzenie dla zwierząt domowych, kurniki dla drobiu, jednem słowem założenie folwarku w jakiejś części wyspy —