Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/010

Ta strona została uwierzytelniona.

jeden ząb spróchniały w całej mojej jadaczce pozwalam, abyś mi ich wyrwał pół tuzina.
— Hypoteza Naba jest w istocie niemożebną — odrzekł Cyrus Smith — mimo całej ważności zajmujących go myśli, nie mogąc się wstrzymać od uśmiechu. Pewnikiem jest, że jeden strzał z broni palnej padł na tej wyspie w przeciągu ostatnich trzech miesięcy najwyżej. Ja byłbym skłonny do sądzenia, iż osobistości, które wylądowały na tę wyspę, albo bawią na niej od bardzo niedawna, albo też zajrzały tylko do niej; gdyby bowiem w epoce, gdyśmy rozpatrywali wyspę Lincolna ze szczytu góry Franklina, ktoś się tu znajdował, bylibyśmy go spostrzegli, lub sami bylibyśmy postrzeżeni. Prawdopodobnem jest tedy, że kilka tygodni temu dopiero, rozbitki zostali wyrzuceni przez burzę na któryś z punktów wybrzeża. Tak jednak, czy owak, musimy uzyskać pewność pod tym względem.
— Sądzę, że trzeba będzie działać rozważnie!
— I ja tak myślę — odrzekł Cyrus Smith — na nieszczęście bowiem zachodzi słuszna obawa, aby to nie byli piraci malajscy, ci goście naszej wyspy.
— Panie Cyrus — spytał marynarz — czyby nie było pożyteczną rzeczą, przed wybraniem się na te odkrycia, zbudować łodź, przy pomocy której moglibyśmy bądź to popłynąć w górę rzeki, bądź też okrążyć wybrzeże. Nie należałoby się dać wziąć znienacka.