Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/011

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pomysł twój wyborny, Pencroffie — odrzekł inżynier — ale my czekać nie możemy. A tymczasem potrzebaby co najmniej miesiąc na zbudowanie łodzi...
— Prawdziwej łodzi, niewątpliwie — odparł marynarz — ale nam potrzeba tylko jakiegokolwiek statku, któryby się utrzymał na morzu, a taki ja się obowiązuję zbudować najdalej w pięć dni, dostateczny do żeglugi po Dziękczynnej.
— W pięć dni — wykrzyknął Nab — zbudować łódź?
— Tak jest, Nabie, łódź na sposób indyjski.
— Z drzewa? — spytał Nab z miną bardzo wątpiącą.
— Z drzewa — odrzekł Pencroff — a raczej z kory. Powtarzam panu, panie Cyrus, że w pięć dni z taką robotą można się uwinąć.
— W pięć dni, zgoda! — odpowiedział inżynier.
— Ale do tego czasu dobrze będzie zachować ostrą baczność! — rzekł Harbert.
— Jak najostrzejszą, moi przyjaciele — odpowiedział Cyrus Smith — i dla tego będę was prosił, abyście ograniczyli swoje wycieczki myśliwskie na okolicach Pałacu Granitowego.
Objad skończył się mniej wesoło, aniżeli Pencroff się spodziewał.
Tak więc, wyspa ta miała obecnie, lub w przeszłości innych mieszkańców, oprócz naszych osadników. Od czasu przypadku z ziarnkiem