Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/013

Ta strona została uwierzytelniona.

pasowanie uczynić przyrząd doskonale nieprzemakalnym.
Szło tedy o wyszukanie drzew, których kora giętka a silna, najlepiejby się nadawała do takiego użytku. Otóż, jak na to, ostatni huragan zwalił pewną ilość jodeł, odpowiadających zupełnie temu celowi. Kilka z nich leżało na ziemi; pozostawało więc tylko obedrzeć je z kory, ale tu właśnie zachodziła główna trudność: narzędzia bowiem, jakie posiadali osadnicy, były niedostatecznemi do takiej pracy. I na to jednak wreszcie znalazła się rada.
Podczas gdy marynarz, przy pomocy inżyniera zajmował się tą robotą, nie tracąc ani godziny; Gedeon Spilett i Harbert także nie próżnowali. Stali się dostarczycielami żywności dla osady. Korespondent nie mógł się dostatecznie nadziwić zadziwiającej zręczności w używaniu łuku i oszczepu, nabytej przez tego chłopca. Harbert okazywał również wielką odwagę, wraz z tą krwią zimną, którąby można słusznie nazwać „wyrozumowanem zuchwalstwem.“ Dwaj ci towarzysze łowów, pamiętni zresztą na zalecenie Cyrusa Smitha, nie wychodzili po za promień dwumilowy obrębu Pałacu Granitowego; i to jednak wystarczało, brzegi bowiem lasu dawały im dostateczną ilość agoutisów, kabyjasów, kangurów, pekarysów itd.; a przytem, jakkolwiek zysk z połapek stał się bardzo nieznacznym od czasu ustania zimna, królikarnia nie przestała dostarczać zwykłej daniny mięsiwa, dostatecznej do wyżywienia całej osady na wyspie Lincolna.