w ciasne brzegi jeziora, a czółenko mogło pruć jego głębie tak bezpiecznie jakby spokojne fale Dziękczynnej.
Nab chwycił za jedno wiosło, Harbert za drugie, a Pencroff pozostał na tyle czółna przy sterze.
Marynarz przepłynął naprzód kanał, i potem trzymał się wzdłuż południowego krańca wysepki. Lekki wiaterek dął od południa. Ani w kanale, ani na pełnem morzu nie było znać najmniejszego kołysania się bałwanów. Długiemi regularnemi falami, których uderzenia zaledwie czuła ciężko wyładowana łódź, wzdymało się morze. Tym sposobem odpłynęli na pół mili od brzegu, zkąd góra Franklina ukazywała się ich oczom w całym swym ogromie.
Poczem Pencroff zwrócił czółno i popłynął na powrót ku ujściu rzeki. Odtąd posuwali się wzdłuż brzegów, które zaokrąglając się w kabłąk aż do zakrętu, zasłaniały całą bagnistą płaszczyznę Tadornów.
Zakręt ów czyli róg oddalony był od Dziękczynnej blisko trzy mile drogi, odległość jego bowiem zwiększała się wskutek zaokrąglenia brzegów. Osadnicy nasi postanowili dotrzeć aż do tego zakrętu i minąć go tylko o tyle, ażeby módz rzucić okiem na wybrzeże ciągnące się ku przylądkowi „Ostrego Szponu.“
Czółno posuwało się zatem wzdłuż brzegów w oddaleniu najwyżej 240 sążni, wymijając skały, któremi gęsto w tej stronie zasiane było morze, a które przypływ począł zakrywać. Ściana gra-
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.