Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.

przestrzeń — przybiła łódź do podnóża Granitowego Pałacu.
Wówczas łódź i skrzynię wyciągnęli na piasek, a ponieważ morze poczęło już odpływać, wkrótce więc znaleźli się na lądzie. Nab pobiegł po narzędzia, ażeby odbić skrzynię, tak, by ile możności jak najmniej została uszkodzoną, poczem przystąpiono do inwentarza. Pencroff nie ukrywał wcale swojego wzruszenia.
Marynarz rozpoczął od odwiązania beczułek, które znajdując się w zupełnie dobrym stanie, mogły oczywiście przydać się na coś. Poczem odbito zamek za pomocą obcęgów i wieko odskoczyło.
Wnętrze skrzyni miało drugą powłokę cynkową, snać dlatego, by zawarte w niej przedmioty we wszelkich okolicznościach zabezpieczone były od wilgoci.
— A! zawołał Nab, miałyżby w środku być smażone owoce.
— Mam nadzieję, że nie, odparł korespondent.
— A gdyby też to był... mruknął półgłosem marynarz.
— Co takiego? zapytał Nab posłyszawszy słowa marynarza.
— Nic!
Pokrywę cynkową rozcięto w szerz, odgięto ją po obu bokach skrzyni, poczem stopniowo poczęli wyciągać z niej przedmioty nader różnorodne i składać takowe na piasku. Przy każdym nowym kawałku Pencroff krzyczał na całe gardło: hurra! — Harbert klaskał w dłonie,