Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.

i Pencroff ze strzelbami w rękach, z Topem na czele, postępowali wzdłuż brzegu. Nie mówiąc już o zwierzynie, łatwo napotkać mogli jaką użyteczną roślinę, wcale nie do pogardzenia, a młody nasz przyrodnik widział swe życzenia najzupełniej ziszczone, odkrył bowiem rodzaj dzikiego szpinaku, z rodzaju „mączyńców“, i liczne okazy roślin krzyżowych, należących do rodzaju kapuścianego, dającego się łatwo uszlachetnić przez przesadzenie, jako to: rzerzuchę, rzodkiew, rzepę i w końcu małe bujnie rozgałęzione łodygi, z lekka kosmate, wysokości jednego metra, wydające ziarna brunatnego prawie koloru.
— Wiesz ty co to za roślina? zapytał Harbert marynarza.
— Tytoń! zawołał Pencroff, który prawdopodobnie ulubionej swej rośliny nie widział nigdy inaczej, jak tylko we fajce.
— Nie, Pencroffie! odparł Harbert, to nie tytoń, to musztarda!
— Niech będzie i musztarda! odrzekł marynarz; ale jeśli przypadkiem znajdziesz gdzie źdźbło tytoniu, to proszę cię, nie gardź niem.
— Znajdziemy go kiedyś! rzekł Gedeon Spilett.
— Doprawdy! zawołał Pencroff. To wtedy dalibóg nie będę już wiedział, czegoby jeszcze brakowało na naszej wyspie!
Rozmaite te rośliny powyrywane starannie z korzeniem, zaniesiono do czółna, którego nie opuszczał Cyrus Schmith, zatopiony ustawicznie w rozmyślaniach.