Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

croff zasiadł przy sterze i puszczono się dalej korytem rzeki.
Zdawało się wówczas, że bór od strony Zachodniej Rzeki począł zwolna rzednieć. Drzewa były mniej natłoczone, a nawet często stały odosobnione. Lecz właśnie dla tego, że były rzadziej porozrzucane, tem pełniej korzystały z wolnego świeżego powietrza, które je otaczało i były wspaniałe.
Co za cudowne okazy flory tych stref. Sama obecność ich wystarczyłaby była niezawodnie botanikowi do natychmiastowego oznaczenia równoleżnika przerzynającego wyspę Lincolna!
— Eucalyptusy! zawołał nagle Harbert.
Były to w samej rzeczy te przepyszne drzewa, ostatnie olbrzymy stref pozazwrotnikowych, współplemienniki eucalyptusów rosnących w Australji i w Nowej Zelandji, które to części świata położone są pod tym samym stopniem geograficznej szerokości, co wyspa Lincolna. Niektóre z nich wznosiły się do wysokości dwustu stóp. Pień ich posiadał u samego podnóża dwadzieścia stóp obwodu, a kora ich pokryta siecią żył napełnionych wonną żywicą, miała do pięciu cali grubości. Nic cudowniejszego lecz zarazem osobliwszego, jak te olbrzymie okazy z rodziny Mirtowatych, których liście profilem zwracały się do światła i aż do samej ziemi przepuszczały promienie słoneczne!
U stóp tych eucalyptusów świeża zieloność pokrywała ziemię, a z murawy zrywały się