Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

Dano się wygadać młodemu chłopcu, który z wielkim zapałem wygłaszał swoją lekcję botaniki. Cyrus Smith słuchając uśmiechał się, a Pencroff słuchał z wyrazem dumy niepodobnym do opisania.
— Dobrze więc, Harbercie rzekł Pencroff, ale jabym przysiągł, że wszystkie te okazy pożyteczne, które tu wyliczyłeś, nie są wcale takiemi olbrzymami, jak te!
— W samej rzeczy Pencroffie.
— To też popiera zdanie, które właśnie wypowiedziałem, odparł marynarz: że olbrzymy są do niczego!
— Otóż w tem się mylisz Pencroffie, odezwał się na to inżynier, i właśnie te olbrzymie eucalyptusy, pod których sklepieniem spoczywamy, służą do czegoś.
— Do czego też?
— Do czyszczenia powietrza w krajach, w których rosną. — Wiesz jak się nazywają w Australji i Nowej Zelandji?
— Nie wiem, panie Cyrus.
— Nazywają je „drzewami gorączkowemi.“
— Czy dla tego, że sprowadzają gorączkę?
— Nie, dla tego że od niej chronią!
— Dobrze zanotuję to sobie, rzekł korespondent.
— Zanotuj to, kochany Spilett, zdaje się bowiem być faktem stwierdzonym, że obecność eucalyptusów wystarcza do zneutralizowania wpływu miazmów gorączkowych. Próbowano tego nuturalnego środka prezerwatywnego w nie-